Sny

Kolejny sen z serii chorych psychicznie..

Śniła mi się śmierć (znowu?). W dość nietypowy sposób.
Na początku jechałam gdzieś autem, nie pamiętam gdzie. Ruszyłam w kierunku takiego małego rondka niedaleko mojego domu, z którego łatwo się dostać na drogę szybkiego ruchu. Tam byłam już poza samochodem, spotkałam się z moimi znajomymi i rodziną.
Staliśmy na jakimś małym placyku. Mieliśmy wszyscy razem gdzieś pójść i wtedy moją uwagę przykuły spiralne schody prowadzące w dół, których nikt poza mną nie mógł zobaczyć. Zaintrygowana postanowiłam je sprawdzić, myśląc sobie „zejdę kawałek, zobaczę co tam jest i wrócę”. Jednakże, schodząc w dół zauważyłam, że droga powrotna została zamknięta. Schody w górę się skończyły, pozostała mi więc jedynie droga w dół. Dotarłam do pomieszczenia, gdzie było dość sporo ludzi, którzy wydawali się stać w jakieś kolejce, jakby do lekarza. Spytałam po co tu stoją, w odpowiedzi dostając „Jak to? To nie wiesz? Przecież Ty nie żyjesz. Musisz teraz czekać z nami na przejście na stronę śmierci.”
Cały czas myślałam o tym, że przecież się umówiłam, a tam u góry wszyscy na mnie czekają. Nie mogłam więc czekać, musiałam wrócić.

Zaczęłam szukać wyjścia. Przy okazji odkryłam coś w rodzaju lustra weneckiego, przez które widziałam ludzi którzy byli już martwi i znajdowali się „po drugiej stronie”. Wyglądali jakby byli zmumifikowani; mieli pomarszczoną skórę naciągniętą na kościach, włosy całkowicie przerzedzone, puste oczodoły jakby ktoś powyciągał im oczy.
Można ich było zobaczyć, a nawet „usłyszeć” jedynie przez ten kawałek szkła. Postanowiłam więc wybić tą szybę, uznając, że może mi się to do czegoś przydać, zabierając ze sobą jeden większy kawałek.
Dzięki temu mogłam zobaczyć gdzie byli umarli, co więcej, mogłam poprosić ich o wskazówki, które doprowadziłyby mnie do wyjścia, a przy pomocy szklanego kawałka, mogłam także dostrzec gdzie się znajdują różne kryjówki i przejścia.
Moim jedynym celem było znaleźć drogę powrotną z otchłani.
Po drodze natknęłam się na kwadratowe drzwiczki, za którymi znajdował się dość wąski i niezbyt wysoki tunel. Po jego prawej stronie były okienka, w których widziałam umarłych. Chórkiem wołali o kartki papieru. Spytałam pierwszego z brzegu „kartki papieru? Po co umarłym kartki?”, na co on mi odpowiedział, że dowiem się w swoim czasie. „Czy to znaczy, że po śmierci?” Dopytywałam dalej. „Tak.” Odrzekł krótko. Oburzona i poirytowana oznajmiłam, że nie mam zamiaru jeszcze umierać. „Przecież na mnie czekają! Powiedz mi natychmiast, na co wam te kartki?”. Wskazał mi kolejne ukryte przejście, które natychmiast poszłam sprawdzić. Gdy tylko je otwierałam i już miałam zobaczyć co się za nimi kryje, zadzwonił budzik przywracając mnie do rzeczywistości…

Co dziwne, wśród umarłych nie dało się rozróżnić płci. Wszyscy wyglądali jakby byli mężczyznami, a przecież niemożliwe jest, żeby tylko faceci byli zmarłymi. Niezależnie od wieku, wzrostu, wszyscy wyglądali tak samo. Jak klony, różnili się tylko posturą.
Nie daje mi spokoju po co te kartki… Czyżby to była jakaś aluzja, że za dużo czasu spędzam nad rozrzuconymi po całym pokoju notatkami? I tak pomału godzę się z myślą, że nie poradzę sobie ze wszystkim w tym semestrze. 🙂

Kolejny sen z serii chorych psychicznie.. Read More »

Jakiś tam tytuł dziwnego snu.

Dziś miałam taki oto sen:

Powróciłam do domu, jakby po 10 latach. Mimo, że cały czas miałam tyle samo lat co teraz.
Weszłam do domu, wszędzie pełno pajęczyn i pająków, jakby od lat nikogo w nim nie było.
Czułam tęsknotę mimo, że nie miałam jakiś miłych odczuć związanych z tym miejscem.
Układ pomieszczeń był taki sam jak w mieszkaniu, którym teraz mieszkam.
Poszczególne przedmioty przynosiły mi smutne „wspomnienia”.
Było sporo pająków.
Po jakimś czasie, przyszła moja siostra. Wiem, że nie lubi pająków więc postanowiłam wszystkie wytępić. Wzięłam jakiś słoik i zaczęłam je łapać.
Złapane spuszczałam w ubikacji.
W kuchni znalazłam jednego ogromnego, nawet ja się go wystraszyłam. Bałam się, że nie uda mi się go utopić w ubikacji więc złapałam go do słoika i zalałam wodą.
Niestety to na niego nie działało..
Zostawiłam go w zlewie w zakręconym słoiku. Do ręki wzięłam szklankę i postanowiłam, że zajmę się resztą.
Po krótkiej chwili zobaczyłam, że pająk jakimś cudem wydostał się ze słoika i zaczął pędzić w moją stronę. Szklanka wyślizgnęła mi się z ręki roztrzaskując się o blat.
Odłamki szkła zabiły pająka i trochę mnie poraniły. Jeden kawałek utkwił w mojej nodze.
Przypomniałam sobie, że w takiej sytuacji nie należy go wyciągać ponieważ może dojść do krwotoku. Sięgnęłam zatem do apteczki i zabezpieczyłam ranę.
Wyszłam z domu.
Znalazłam się w mojej starej szkole podstawowej. Przypomniałam sobie iż muszę odebrać moją bratanicę Wiktorię.
Poszłam po nią do świetlicy.
Szłyśmy długim korytarzem i zobaczyłam moją dawną dyrektorkę szkoły (w tym roku się zmienia :P) .
Wiktoria powiedziała, że musimy się spieszyć gdyż ona przyszła aby odzyskać władzę. Była bardzo wściekła.
Krzyczała coś za nami.
Udałyśmy się do wyjścia. Okazało się, że jest niestety zamknięte.
Na szczęście drzwi były oszklone.
Wzięłam ławkę, która stała w pobliżu i wybiłam szybę. Znowu odłamki szkła poleciały w moją stronę rozcinając mi skórę.
Kazałam Wiktorii uciekać i biec do domu oraz wezwać pomoc.
Dyrektorka była coraz bliżej. Wiedziałam, że nie zdążyłybyśmy razem uciekać.
Postanowiłam odciągnąć jej uwagę. Pobiegłam schodami na dół do szatni. Ukryłam się między nieużywanymi ławkami i krzesłami ułożonymi w jednym kącie.
Czekałam aż przejdzie. Gdy była w bezpiecznej odległości wymsknęłam się z powrotem niezauważona.
Uciekłam ze szkoły, zobaczyłam Wiktorię przed pobliskim przedszkolem.
Zapytałam dlaczego nie pobiegła do domu. Ona powiedziała, że chciała wziąć Mateusza z przedszkola ale go tam nie ma. A to właśnie ja miałam go odebrać, bo tak było ustalone.
Weszłam do przedszkola. Zobaczyłam moją dawną wychowawczynię i powiedziałam, że chciałam odebrać bratanka. Ona powiedziała, że go nie ma. Że odebrała go dawna dyrektorka szkoły… Ja na nią wyskoczyłam, że jak może komuś obcemu wydawać dzieci! Że przecież ma napisane kto go może odebrać! Co ona zrobiła!
Kazałam jej pilnować Wiktorii i nie spuszczać jej z oka. Powiedziałam, że po nią przyjdę i ma czekać tylko na mnie.
Ruszyłam na powrót do szkoły.
Weszłam przez wybite wcześniej wejście. Poszłam długim korytarzem w kierunku świetlicy. Schowałam się za filarem. Zauważyłam, że ona tam jest i wiele innych dzieci.
W kieszeni miałam petardy. Wróciłam się do jej gabinetu i podłożyłam tam kilka z nich chcąc ją wywabić.
Udało się, szybko przemknęłam się z powrotem do świetlicy.
Wzięłam wszystkie dzieci żeby uciec. Pomyślałam, że najbezpieczniej będzie tylnym wyjściem.
Biegliśmy więc w tamtą stronę, okazało się jednak iż jest zamknięte. Zaczęłam myśleć na przyspieszonych obrotach.
„Klucz. Gdzie może być klucz? Zawsze był w kanciapie wfistów.” – Przypomniałam sobie, że kiedyś na treningu koszykówki woźny kazał mi go wziąć z szuflady stamtąd.
Kanciapa była zamknięta. Drzwi składały się z dwóch skrzydeł i miały okna na każdym z nich.
Ściągnęłam bluzę, którą miałam na sobie. Owinęłam wokół ręki i wybiłam okna. Gdy próbowałam przez nie przejść pokaleczyłam sobie nogi.
Czułam się coraz słabiej.. Wzięłam klucz, podałam jednemu dziecku żeby otwierało już drzwi w trakcie gdy ja będę ponownie wychodzić przez okno.
Drzwi zostały otwarte. Ja wzięłam Mateusza na ręce. Za drzwiami było pełno policji i antyterrorystów.
Początkowo myśleli, że to ja porwałam dzieci. Mierzyli do mnie z broni. Ja powiedziałam dzieciom, że to tylko taka zabawa i żeby zmykali do swoich rodziców czekających za rogiem.
Mateusza cały czas miałam na rękach. Zrobiło mi się słabo. Jeden policjant do nas podszedł.
Ja powiedziałam, że ona nadal jest w środku i żeby nie pozwolili aby uszło jej to na sucho. Mateusz mocno się do mnie przytulił, a ja traciłam przytomność z utraty dużej ilości krwi, jednocześnie tak na prawdę się budząc…

Jakiś tam tytuł dziwnego snu. Read More »

Sen.. o śmierci.

Mój sen o mojej śmierci.
Śnił mi się już parę dni temu i wiele razy zabierałam się za opisanie go jednak różne czynniki ciągle mi w tym przeszkadzały.
Teraz mam chwilę spokoju i mogę w spokoju go opisać.
Miewałam już sny, że śniła mi się moja śmierć, a bardziej mój pogrzeb i to co działo się „dalej tu na ziemi”.
Jednak ten różnił się od wszystkich innych…


Był wypadek, prawdopodobnie samochodowy – takie miałam odczucie we śnie.
Wiedziałam, czułam, że dzieje się coś złego. Miałam wrażenie, że w środku całej tej katastrofy znajduje się ktoś dla mnie bardzo ważny. Początkowo znajdowałam się bardzo daleko.
Jednak gdy dotarło do mnie, że mogę kogoś stracić chciałam go za wszelką cenę ratować. Zaczęłam więc biec w jego stronę.
W sercu czułam ogromny ból, jakbym miała się już nigdy nie zobaczyć z kimś z kim się nawet nie pożegnałam.
Biegłam dalej…
Pomału brakowało mi tchu ale biegłam. Na moich policzkach pojawiły się łzy.
Chciałam zatrzymać czas i go uratować. (Ciągle nie wiedziałam kto to za bardzo jest – czułam tylko, że ktoś mi bliski..)
Biegłam, zobaczyłam płomienie.. Z całych sił przyspieszyłam i chciałam wbiec w płomienie by pomóc.
Cały czas szeptałam: „Dam radę, dam radę.. Muszę dać. Uratuję go..”
Czułam coraz większy ból, jakby ktoś wyrywał mi serce.
Gdy byłam już całkiem blisko, gdy chciałam wbiec z pomocą, dwóch mężczyzn chwyciło mnie za ramiona i mocno trzymało.
Nie chcieli mnie wypuścić. Ja krzyczałam, że muszę żeby mnie puścili. Wyrywałam się, krzyczałam i płakałam. Chciałam z całych sił wyrwać się im ale oni byli dużo silniejsi.
Krzyczałam na nich, a oni nic nie mówili. W końcu po długim czasie opadłam z sił..
Dostrzegłam kilka znajomych mi osób.. Wołałam ich, a oni płakali. Chciałam, żeby do mnie podeszli i mi pomogli się wyrwać. A oni jakby mnie w ogóle nie słyszeli. Wydawało mi się, że wołam ich wieczność.. W końcu nie miałam już sił nawet krzyczeć. Opadłam na kolana kompletnie bez sił.. Płakałam ale i na to pomału zaczynało brakować mi sił..
Zobaczyłam wybuch..
Nie wiedziałam co się dzieje, nie mogłam nic zrobić, chociaż bardzo chciałam.
W pewnym momencie jeden z mężczyzn usiadł obok mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany w piękny wyjściowy garnitur.
Powiedział: „Trudno to wytłumaczyć, ale nic nie mogłabyś zrobić. Ty już tutaj nie istniejesz. Oni Cię nie widzą ani nie słyszą.. Nie mogłaś uratować samej siebie..”
Jego słowa dopiero po chwili do mnie docierały.. Z przeraźliwą powtarzalnością krążyły po moich myślach. „Co to wszystko ma znaczyć?? To jakiś żart?!?” – myślałam.
Patrzyłam na niego, miał takie puste oczy.
Próbowałam to jakoś racjonalnie sobie wytłumaczyć, poukładać.
Tysiąc myśli na minutę. „Co z piekłem, co z niebem? Gdzie są Ci wszyscy którzy odeszli przede mną? Gdzie teraz jestem? Nikt tu na mnie nie czeka? Kim są ci mężczyźni? Co to wszystko znaczy??”
Spojrzałam w stronę gdzie wcześniej widziałam moich bliskich.
Nie chciałam w to wierzyć, postanowiłam do nich pobiec..
Lecz zamiast się do nich przybliżać, oddalałam się.. a oni stawali się coraz bardziej niewyraźni.. Jakby znikali za mgłą.. W końcu znikli całkowicie..
Ogarnęła mnie całkowita ciemność, czułam coraz większą pustkę i samotność. To było na tyle silne, że aż czułam ból w klatce piersiowej. Z tymi odczuciami pomału przebudzałam się, jednak ból nie mijał, jakby sen trwał nadal..

Po przebudzeniu czułam się okropnie zmęczona, serce waliło mi nadzwyczaj szybko. Nawet jak na mój zawsze zbyt szybki puls. Była godzina 4.27. Myślałam o tym śnie. Sporo czasu minęło zanim ponownie zasnęłam.

Sen.. o śmierci. Read More »

Sen – niebezpieczny mafiozo.

Był to dość dziwny sen..
Wydaje mi się, że byłam jakimś pracownikiem placówki opiekuńczej bądź pogotowia rodzinnego. W każdym razie zabierałam dzieci z domów, w których źle się działo.
Jednak pewnego razu (w tym śnie), trafiła mi się grubsza sprawa, której nikt nie chciał się podjąć..
Sprawa dotyczyła jakiegoś potężnego mafioza. Ktoś doniósł iż znęcał się on nad swoją żoną i córką.O ile żonie udało się uciec tak dziecko nie miało tyle szczęścia.. Z obstawą policji ruszyliśmy więc odbić dziecko. Z całej tej sprawy nie było to jednak takie najgorsze. Normalnie, z tego co pamiętam z mojej pamięci ze snu, praca ma polegała na dostarczeniu dziecka do jakiejś placówki i tu się wszystko kończyło..

Tym razem gdy chciałam tak zrobić okazało się, o czym bardzo szybko się zorientowałam, że ojciec dziewczynki miał przekupionych ludzi, którzy zaraz po przekazaniu przeze mnie małej mieli ja wykraść/porwać.
Postanowiłam do tego nie dopuścić. Zabrałam ją do swojego biura.
Ona coś rysowała, opowiadała mi o swojej mamie.. Gdy nagle usłyszała głos swojego ojca przez okno, diametralnie się zmieniła. Jak zahipnotyzowana mówiła, że musi wracać do domu bo tata będzie zły. Była przerażona..
Obiecałam jej, że nie wróci do taty. Nie myśląc chwili dłużej wzięłam ją na ręce i podjęłam próbę ucieczki. Jako, że jej ojciec był już w budynku, udałyśmy się do sąsiedniego, większego biura z mnóstwem szaf i tam się schowałyśmy.
Okazało się, że ktoś z jego ludzi nas widział.. Zaczęli więc przeszukiwać to biuro. Gdy ktoś próbował stanąć im na drodze, grozili rozstrzelaniem.. Nie przeszkadzał im też fakt, że ktoś zadzwonił po policję i była już w drodze.
Oni byli coraz bliżej naszej kryjówki. Mała prawie zaczęła płakać. Ja spanikowałam i w tym momencie uzmysłowiłam sobie, że przecież to jest sen i ja mogę zrobić co chcę.
W szafie pojawiły się drzwi, przez które przeszłyśmy, znalazłyśmy się w moim pokoju, wyglądał prawie jak w rzeczywistości. Było jednak inne łóżko i kolor ścian. Dokądś dzwoniłam, chyba do jakiegoś znajomego policjanta..
I tu zaczął się urywać mój sen i nastąpił powrót do rzeczywistości. Jeszcze gdy sen nie całkiem zniknął próbowałam wymyślić co mogło dziać się dalej..

Sen – niebezpieczny mafiozo. Read More »

Scroll to Top