Jakiś tam tytuł dziwnego snu.

Dziś miałam taki oto sen:

Powróciłam do domu, jakby po 10 latach. Mimo, że cały czas miałam tyle samo lat co teraz.
Weszłam do domu, wszędzie pełno pajęczyn i pająków, jakby od lat nikogo w nim nie było.
Czułam tęsknotę mimo, że nie miałam jakiś miłych odczuć związanych z tym miejscem.
Układ pomieszczeń był taki sam jak w mieszkaniu, którym teraz mieszkam.
Poszczególne przedmioty przynosiły mi smutne „wspomnienia”.
Było sporo pająków.
Po jakimś czasie, przyszła moja siostra. Wiem, że nie lubi pająków więc postanowiłam wszystkie wytępić. Wzięłam jakiś słoik i zaczęłam je łapać.
Złapane spuszczałam w ubikacji.
W kuchni znalazłam jednego ogromnego, nawet ja się go wystraszyłam. Bałam się, że nie uda mi się go utopić w ubikacji więc złapałam go do słoika i zalałam wodą.
Niestety to na niego nie działało..
Zostawiłam go w zlewie w zakręconym słoiku. Do ręki wzięłam szklankę i postanowiłam, że zajmę się resztą.
Po krótkiej chwili zobaczyłam, że pająk jakimś cudem wydostał się ze słoika i zaczął pędzić w moją stronę. Szklanka wyślizgnęła mi się z ręki roztrzaskując się o blat.
Odłamki szkła zabiły pająka i trochę mnie poraniły. Jeden kawałek utkwił w mojej nodze.
Przypomniałam sobie, że w takiej sytuacji nie należy go wyciągać ponieważ może dojść do krwotoku. Sięgnęłam zatem do apteczki i zabezpieczyłam ranę.
Wyszłam z domu.
Znalazłam się w mojej starej szkole podstawowej. Przypomniałam sobie iż muszę odebrać moją bratanicę Wiktorię.
Poszłam po nią do świetlicy.
Szłyśmy długim korytarzem i zobaczyłam moją dawną dyrektorkę szkoły (w tym roku się zmienia :P) .
Wiktoria powiedziała, że musimy się spieszyć gdyż ona przyszła aby odzyskać władzę. Była bardzo wściekła.
Krzyczała coś za nami.
Udałyśmy się do wyjścia. Okazało się, że jest niestety zamknięte.
Na szczęście drzwi były oszklone.
Wzięłam ławkę, która stała w pobliżu i wybiłam szybę. Znowu odłamki szkła poleciały w moją stronę rozcinając mi skórę.
Kazałam Wiktorii uciekać i biec do domu oraz wezwać pomoc.
Dyrektorka była coraz bliżej. Wiedziałam, że nie zdążyłybyśmy razem uciekać.
Postanowiłam odciągnąć jej uwagę. Pobiegłam schodami na dół do szatni. Ukryłam się między nieużywanymi ławkami i krzesłami ułożonymi w jednym kącie.
Czekałam aż przejdzie. Gdy była w bezpiecznej odległości wymsknęłam się z powrotem niezauważona.
Uciekłam ze szkoły, zobaczyłam Wiktorię przed pobliskim przedszkolem.
Zapytałam dlaczego nie pobiegła do domu. Ona powiedziała, że chciała wziąć Mateusza z przedszkola ale go tam nie ma. A to właśnie ja miałam go odebrać, bo tak było ustalone.
Weszłam do przedszkola. Zobaczyłam moją dawną wychowawczynię i powiedziałam, że chciałam odebrać bratanka. Ona powiedziała, że go nie ma. Że odebrała go dawna dyrektorka szkoły… Ja na nią wyskoczyłam, że jak może komuś obcemu wydawać dzieci! Że przecież ma napisane kto go może odebrać! Co ona zrobiła!
Kazałam jej pilnować Wiktorii i nie spuszczać jej z oka. Powiedziałam, że po nią przyjdę i ma czekać tylko na mnie.
Ruszyłam na powrót do szkoły.
Weszłam przez wybite wcześniej wejście. Poszłam długim korytarzem w kierunku świetlicy. Schowałam się za filarem. Zauważyłam, że ona tam jest i wiele innych dzieci.
W kieszeni miałam petardy. Wróciłam się do jej gabinetu i podłożyłam tam kilka z nich chcąc ją wywabić.
Udało się, szybko przemknęłam się z powrotem do świetlicy.
Wzięłam wszystkie dzieci żeby uciec. Pomyślałam, że najbezpieczniej będzie tylnym wyjściem.
Biegliśmy więc w tamtą stronę, okazało się jednak iż jest zamknięte. Zaczęłam myśleć na przyspieszonych obrotach.
„Klucz. Gdzie może być klucz? Zawsze był w kanciapie wfistów.” – Przypomniałam sobie, że kiedyś na treningu koszykówki woźny kazał mi go wziąć z szuflady stamtąd.
Kanciapa była zamknięta. Drzwi składały się z dwóch skrzydeł i miały okna na każdym z nich.
Ściągnęłam bluzę, którą miałam na sobie. Owinęłam wokół ręki i wybiłam okna. Gdy próbowałam przez nie przejść pokaleczyłam sobie nogi.
Czułam się coraz słabiej.. Wzięłam klucz, podałam jednemu dziecku żeby otwierało już drzwi w trakcie gdy ja będę ponownie wychodzić przez okno.
Drzwi zostały otwarte. Ja wzięłam Mateusza na ręce. Za drzwiami było pełno policji i antyterrorystów.
Początkowo myśleli, że to ja porwałam dzieci. Mierzyli do mnie z broni. Ja powiedziałam dzieciom, że to tylko taka zabawa i żeby zmykali do swoich rodziców czekających za rogiem.
Mateusza cały czas miałam na rękach. Zrobiło mi się słabo. Jeden policjant do nas podszedł.
Ja powiedziałam, że ona nadal jest w środku i żeby nie pozwolili aby uszło jej to na sucho. Mateusz mocno się do mnie przytulił, a ja traciłam przytomność z utraty dużej ilości krwi, jednocześnie tak na prawdę się budząc…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top