Stoi człowiek w długim sznurku aut na światłach, oświeca się zielone, a te dalej stoją. Zastanawia się człowiek czy kiedyś ruszy z tego miejsca.
Kiedy tak stoi i już traci resztki nadziei, że jego pozycja na drodze się kiedykolwiek zmieni, światełko zmienia swą barwę na czerwoną i jakoś dziwnym, zupełnie nie wyjaśnionym trafem auta zaczynają się przesuwać! Zapala się czerwone i dopiero człek może pojechać do przodu!
Zawsze nasuwa mi się pytanie, skąd takie braki w umiejętności szybkiego ruszania z miejsca u naszych kierowców.. Kiedy ja stoję na pierwszym miejscu w tym niekończącym się sznurku, startuję od razu gdy zmieni się na zielone i widzę w lusterku, jak gdzieś tam w oddali, hen hen daleko, że już praktycznie nie widzę miejsca mojego przedchwilowego postoju na rzeczonych światłach, pojazd za mną zaczyna dopiero ruszać.. Aż tyle potrzeba mu rozbiegu?
Wszakże to nie wina tych świateł, tych faktycznie zbyt krótkich czasowo nie jest znowu tak wiele. A jakoś w Niemczech da się ruszyć jednocześnie całym sznureczkiem i płynnie, bez żadnych kolizji, przejechać, spokojnie na zielonym świetle.
Nie pojmę tego swoim małym rozumkiem. Za to pozostaje mi uzbroić się w ogrom cierpliwości wyruszając na nasze polskie drogi, na których nie brak niedzielnych kierowców.