Dziś naszło mnie na przemyślenia..
Kiedy to wszystko właściwie się zaczęło.
Gdzie został popełniony błąd? Kiedy zaczęła się ta odwieczna nienawiść?
Jednocześnie tak bardzo skrywana – żadne z nas o tym nigdy nie mówiło głośno, zwłaszcza do siebie – z drugiej zaś strony każde tego mocno świadome.
Zastanawiam się co takiego zrobiłam M, że wogóle ze mną nie rozmawia.
Przecież biorę album do ręki. Zdjęcia z mojego dzieciństwa.
I zdjęcie które zawsze bardzo przykuwa moją uwagę..
Ja z nim na wersalce. Oboje chyba uśmiechnięci..
I więcej nic. Odwieczna przepychanka.
Wojna tak bardzo podobnych charakterów..
Zawsze mi mówią, że jestem do niego strasznie podobna..
Ja też to czasem zauważam.
Bardzo rzadko pierwsi wyciągamy rękę.
Lubię pobyć sama tak samo jak on, mieć swoje własne miejsce do którego nikt nie ma wstępu.
Mieć własną cząstkę siebie, niedostępną dla każdego.. Mieć własne ja którego nie zna nikt..
Ale w głębi duszy potrzebuje też kogoś kogo ma tylko dla siebie..
Taak. Właśnie taki jest M. Lubi kiedy wszyscy o niego zabiegają, a on to ignoruje.
Ale zawsze się wkurzał kiedy ja ignorowałam jego.
Gdy go nie słuchałam, gdy łamałam jego zakazy. Wiedziałam, że za to oberwę ale tym samych oderwę większość uwagi od niego..
Dziś. Właśnie dziś musiałam do niego zadzwonić.
Ostatnie moje zdarzenie z nim to była wielka kłótnio-bójka.
Rozmawiałam z nim i udawałam jakby nigdy nic. On po małym zmieszaniu po usłyszeniu mojego głosu zrobił to samo..
I tak zawsze nigdy nic a jednak coś.
Nienawiść zawieszona w próżni..