Macierzyństwo to chyba najbardziej skomplikowany etap mojego życia.
Im bardziej w las, tym bardziej się martwię.
Z każdym upływającym dniem, główkuje nad tym co w przeszłości mogłam zrobić lepiej i jak to rzutuje na „teraz” i przyszłość.
Czy dałam im dziś wystarczająco dużo miłości? Czy nie byłam aby zbyt surowa, albo czy może nie rozpieszczam ich za bardzo pozwalając na więcej, idąc na kompromisy?
Rozkminiam ile z tego jeszcze da się poprawić, a ile już zepsułam na amen.
Choć staram się jak mogę nie powielać błędów pokoleniowych to nadal te wszystkie przeróżne teksty i zachowania jakie się wyniosło z dzieciństwa, ciągle gdzieś wypływają w przypływie frustracji.
Na szczęście mamy teraz super moc rozmów naprawczych, których zabrakło w moim dzieciństwie i mam nadzieję, że to da tym moim dzieciom poczucie, że każdy popełnia błędy, ale jako rodzice staramy się robić wszystko z myślą o ich dobru i choć czasem się złościmy to kochamy bezwarunkowo.
Dlatego rozmawiamy, rozmawiamy i jeszcze raz rozmawiamy. I liczę, że gdy dorosną będą chciały przychodzić i rozmawiać.